Ostatni post napisałam miesiąc temu, więc wypada chyba powrócić do blogowego pisania (z czytaniem innych blogów byłam na bieżąco!)
Obiecuję poprawę i proszę o rozgrzeszenie ;-)
A dziś o różu będzie. Różu różowo-brzoskwiniowym, kolorku pasującym do wiosennego odcienia mojej cery. Już nie tak bladego jak zimą, ale jeszcze niezbyt opalonego jak latem lica.
Kupiony za złotych kilka w Biedronce, 2 skin pocket pressed rouge od Bell, nr 11 jest moim drugim różem w życiu. Nie doceniałam nigdy tego rodzaju produktów, sądząc, że niewiele wnoszą do makijażu. Oczywiście, wiem, wiem, bardzo się myliłam w tym względzie...Człowiek musi dorosnąć do pewnych kwestii chyba ;-)
tu kolor wygląda na bardzo brzoskwiniowy... |
Wracając do rzeczy- krótko i zwięźle:
- produkt utrzymuje się u mnie od 2-4 godzin na samym podkładzie, na podkładzie+pudrze Prime and fine Catrice dłużej- ok.6 godzin
- jest satynowy, nie zawiera błyszczących drobinek
- pigmentacja jest w porządku, nie jest przesadna, łatwo go rozetrzeć, aczkolwiek można sobie zrobić nim krzywdę nakładając go zbyt dużo- ale to chyba będzie zasadą co do wszystkich róży myślę...
- wydajność ok, używam go z umiarem, więc starczy na długo. Choć zauważyłam, że dość sporo nabiera się na pędzel, mimo że staram się delikatnie go przyłożyć do powierzchni różu - dosłownie jedno "pacnięcie", a i tak dużo różu ucieka gdy strzepuję włosie przed nałożeniem produktu na policzki. Ale to tylko takie moje odczucie;) Za te pieniądze może być ciut za miękki, ważne, że odpowiednio działa na lico :)
przy tym oświetleniu kolor wyszedł nieco rozbielony |
I tyle. Produkt ok, trwałość zadowalająca, kolor się ściera, ale nie ciemnieje broń boże na buźce. Cena i dostępność na plus. Trudno mi było uchwycić jego kolor, jest naprawdę ładny, wyrazisty, ale na twarzy wygląda delikatnie.
Polecam i pozdrawiam
Pojemność: 4,5 g
Cena: ok.6 zł (Biedronka)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz